Album wklejany na zdjęcia z górskich wypraw
on 20/05/2021
with
Brak komentarzy
Brak produktów w koszyku.
Zdjęcia od dawien dawna były dla mnie bardzo ważne. Najpierw te wywoływane z aparatu na kliszy, wkładane do albumów z kieszonkami. Potem wywoływane w czasach cyfrówek, gdzie już trzeba było dokonać selekcji i wywoływać zdjęcia mądrze. Potem nastały czasy fotoksiążek, które zachęcały mnogością kolaży i wielu zdjęć na jednej stronie, ale jednak brakowało mi nutki klimatu starych albumów. Brakowało mi po prostu albumu wklejanego.
Gdy Gosia zaczęła robić albumy, mój świat stał się piękniejszy 😊 Wtedy nie istniała jeszcze Przetwórnia Wspomnień, ale temat wspomnień i zdjęć krążył wokół nas bardzo 😊 Wtedy w przepięknych albumach Gosi wklejałam zdjęcia z sesji fotograficznych dla klientów. Wklejałam jedno duże zdjęcie, mieszcząc takich fotografii około 30-40 w jednym albumie. Jednak chęć umieszczenia w albumie większej ilości zdjęć ciągnęła mnie mocno. Zresztą też sama robiłam sobie takie albumy ze swoich okazji (Pierwsza Komunia każdego z moich chłopaków czy kolejne urodziny chrześniaków).
Pierwszy raz spróbowałam swoich sił w kolażowaniu zdjęć w albumie podróżniczym.
Odsyłam Was jeszcze do kilku moich wpisów podróżniczych, gdzie możecie zobaczyć inne gotowe albumy.
Rok 2020 przyniósł w naszym życiu wiele zmian. Podróże zmieniły się na bardziej lokalne, bliższe, bardziej wyczekane. Ostatnio pokazywałam Wam mój album z górskich wypraw, gdzie w dużej mierze zdobywamy Koronę Gór Polski.
Dziś krótka relacja z wklejania zdjęć do albumu.
Zwykle wklejając zdjęcia mam co najmniej jednego towarzysza. Tym razem towarzyszyła mi nasza nowa domowniczka, która mieszka z nami od ostatniego października 2020 😊
Wybrałam sobie album ciut mniejszy niż zwykle, bo moim zamiarem było umieszczanie po jednym skolażowanym zdjęciu 15×21. Znalazły się tam jakieś symbole wyprawy, takie jak oznaczenia górskich szlaków, no i my na szczycie.
Skolażowane zdjęcia rozcinam na gilotynie, układam na stronie i zaczynam wklejać od jednej strony (np. od dołu) idąc do góry. Nie odliczam odległości między zdjęciami z linijką, robię to „na oko” i do tej pory jakoś udaje mi się zachować jakąś sensowną liniaturę 😊 Do tego krótki nagłówek z miejsca, na które wchodziliśmy i gotowe. Mój mąż jeszcze domaga się daty, więc czeka mnie powtórka i uzupełnienie dat w albumie.
I tak, mam namiastkę fotoksiążki w starym stylu wklejanego albumu 😊
Zostaw Komentarz