Zacznijmy od tego, że jestem mamą trójki dzieci, więc zazwyczaj podróżuję „wesołym autobusem”. Dlatego tez długo myślałam o podróżniczkach jak o nieosiągalnym luksusie. Tymczasem, te wakacje pokazały, że byłam w błędzie.
Jak to możliwe?
Po pierwsze baza notesu jest mała, a podróżując z dziećmi wszędzie biorę ze sobą plecak, więc mam ją gdzie schować. Po drugie, zapiski z poszczególnych dni, nie muszą być długie, większość emocji i wrażeń uzupełnią zdjęcia, a mając travel journal dbam, żeby każdy dzień udało nam sie uwiecznić w jakiś ciekawy sposób. Kolejna zaleta, to fakt, że dzieci same chętnie się wciągają w zbieranie materiałów. Każdą mapkę, folder, przekazują mi niczym kustoszowi, z poleceniem, że to do „podróżniczka”. Myślę, że do zapisków będą wracać chętnie, patrząc na to, jak często wertują albumy które już mieszkają na naszej półce w salonie.
Bardzo też sprawdził się też spis treści, który systematycznie zapełniam hasłami kluczami.
Tak było u mnie, jeszcze wróce do Was pewnie z całością, jak już wydrukuję zdjęcia z tej wyprawy. A jak Wy kolekcjonujecie wspomnienia z wakacji?!