Na przełomie kwietnia i maja 2017 roku udaliśmy się na naszą pierwszą egzotyczną (i w sumie najdalszą) podróż. Pod wpływem impulsu (i promocji w LOT) mój mąż zakupił bilety na lot do Pekinu!
PODRÓŻ
Wylot z Warszawy i podróż Dreamlinerem to był strzał w dziesiątkę! Nie, to nie jest wpis sponsorowany ani lokowanie produktu, po prostu jako rodzinę z dziećmi potraktowano nas priorytetowo. Młodzi (wtedy Maciek miał 11 lat, Szymek 9) byli zachwyceni – ekranik, filmy, jedzenie i coś słodkiego dla nich kupiło nam cały lot spokoju 😛 Swoją cenę za spokojny lot musieliśmy potem zapłacić następnego dnia po przylocie. Przez ogądajanie bajeczki w trakcie lotu zamiast spać, młodym zabrakło sił już na pierwszy dzień zwiedzania:) Mimo obaw co do samego lotu, osiem godzin z kawałkiem było luksusem dla młodych niebywałym, bo w tanich liniach z których zwykle korzystamy bajeczek ani jedzenia nie ma 🙂
BEZPIECZEŃSTWO
Przed wyjazdem spodziewałam się, że na miejscu będziemy musieli strasznie młodych pilnować, że nie będzie dla nich bezpiecznie. Nic bardziej mylnego. W Chinach czułam się świetnie. Nie martwiłam się ani o chłopców ani o siebie. Chłopcy korzystali z normalnej, codziennej swobody a nawet więcej – byli częstym obiektem fotografowania. Tak było np. w Świątyni Nieba, gdzie chcieliśmy z mężem wejść do środka i pooglądać eksponaty muzealne, a chłopcy akurat mieli kilka osób oczekujących na wspólne zdjęcie. Zostawiliśmy ich, nie przeszkadzając w sesji, a po naszym powrocie tłum zniknął i mogliśmy spacerować dalej 😉
CZY CHIŃCZYCY SĄ ŻYCZLIWI?
Pekin i w ogóle Chińczycy zaskoczyli nas swoją życzliwością. Każdy się do nas uśmiechał, a ludzie w metrze robili miejsce chłopakom, żeby mogli spokojnie sobie usiąść. W ogóle obaj uchodzili za bliźniaków (wywnioskowałam tak z naszych rozmów na migi, a potem jedna z rozmówczyń po angielsku potwierdziła, że była pewna, że są bliźniakami). Chłopcy gdzie się nie ruszyliśmy – mieli kolegów i koleżanki 🙂 A maleńkie dzieci rodzice przynosili do nich i rączkami tychże dzieci dotykali naszych młodych (to chyba rodzaj błogosławieństwa).
Dopiero niedawno zniesiono w Chinach niemożność posiadania drugiego dziecka przy urodzonym pierwszym synu. Tylko przy pierwszej dziewczynce można było mieć drugie dziecko i to też chyba tylko na wsi, stąd za każdym razem mnie błogosławiono, że dwóch chłopców mam na raz
KOMUNIKACJA Z CHIŃCZYKAMI
Z informacji praktycznych – mało kto mówi po angielsku 🙂 Czy to problem? Żaden 🙂 Każdy kto chciał się z nami dogadać bardzo się starał, a i nasze umiejętności migowe wystarczyły. To trochę zaprzecza lękom moich rodziców, którzy obawiają się gdziekolwiek wyjechać, bo nie znają angielskiego. My znamy, ale niewiele nam to pomogło. Mało kto w Pekinie znał angielski. Zwłaszcza w restauracjach, więc jedzenie zamawialiśmy patrząc innym gościom w talerze 🙂
CHIŃSKA HERBATA
Strasznie trudno było nam znaleźć herbaciarnię, by uczestniczyć w ceremonii parzenia herbaty. Tak sobie przed wyjazdem wymarzyłam, szukałam nawet w internecie, ale ta, którą znalazłam okazała się już nieczynna. Pozostało nam szukanie herbaciarni na miejscu i znaleźliśmy jedną nad jeziorem Qianhai w dzielnicy Shichahai. Więcej o herbacie napisałam na naszym drugim blogu tutaj.
JEDZENIE W CHINACH
W trakcie naszego wyjazdu nie mieliśmy jak jeść śniadań, bo z naszego hotelu wyjeżdżaliśmy bardzo wcześnie, przed czasem serwowania. W sklepach nie było pieczywa, do którego my – Polacy jesteśmy jednak przyzwyczajeni. No i dzieci jadały jakieś drożdżówki z folii (to było okropne), a ja zwykle czekałam do obiadu zjadając po drodze owoc. Maciek objadał się tymi ciastkami i z przedawkowania glutaminianu sodu (jak sądzę) lekko opuchł na buzi. Minęło mu po dwóch dniach pobytu w Polsce.
Obiady były super, poza tym, że w Chinach „wegetariańskie” znaczy z małą ilością mięsa. Ja w związku z tym jadałam sałatki i te potrawy, gdzie gołym okiem widziałam, że nie ma mięsa 🙂 Najlepszy i najładniej podany obiad zjedliśmy w restauracji w Zakazanym Mieście (wcale nie było drogo!).
Kiszone warzywa, tak powszechne w chińskiej kuchni, zainspirowały mnie do zrobienia podobnego dania dla znajomych po naszym powrocie 🙂
PORUSZANIE SIĘ PO PEKINIE
Metro jako środek komunikacji to super opcja 🙂 Jest świetnie zorganizowane – ludzie są kierowani przez obsługę metra do odpowiednich miejsc na peronie, są wyznaczone linie, gdzie staje się w kolejce do drzwi metra, tym samym unikając przepychanek przy wychodzeniu i wchodzeniu do środka.
My do Zakazanego Miasta dojechaliśmy metrem. Weszliśmy od strony Placu Tiananmen, bramą południową i przemieszczaliśmy się w kierunku północnym, ku Węglowemu Wzgórzu. Przy bramie północnej niestety nie ma metra i jeśli podróżujecie z dziećmi i chcielibyście iść od razu na Węglowe Wzgórze, bo blisko – nie polecam. Zakazane Miasto to wyprawa całodzienna i dopchanie tam jeszcze Węglowego Wzgórza mija się z celem. Nasi duzi chłopcy byli wykończeni, dlatego po wyjściu z Zakazanego Miasta bramą północną trzeba skorzystać z autobusu lub taksówki. I przemieścić się ku mało wymagającym atrakcjom 🙂
Jeśli wybierzecie autobus, polecam zakup przewodnika z nazwami chińskimi – na przystanku pokazywaliśmy obsłudze autobusu nazwę muzeum, które nas interesowało (nasz przewodnik miał napisane również nazwy chińskie) i mówiono nam, czy ten autobus będzie odpowiedni czy mamy zaczekać na inny numer. A potem obsługa mówiła nam, kiedy mamy wysiąść 🙂
ZWIEDZANIE PEKINU
W Pekinie byliśmy od 1-go maja (wylatywaliśmy z Warszawy 30-go kwietnia) do 7- maja (wylot 8-go wcześnie rano).
Zdążyliśmy zobaczyć Zakazane Miasto (cały dzień), odwiedzić Mur Chiński, kilka muzeów, świątynie (Lamy, Konfucjusza, Nieba), Letnią Rezydencję Cesarza. Na Mur Chiński pojechaliśmy z localsami. Zamiast brać taksówkę ( jej koszt to ok. 1500zł za wycieczkę – polecali nam to spotkani w Zakazanym Mieście Holendrzy), pojechaliśmy miejskim autobusem za całe 20zł za naszą rodzinę (4 osoby, Szymek jest niewysoki, za niego nie płaciliśmy ani w autobusie, ani w metrze).
MOJE WRAŻENIA PO PODRÓŻY DO PEKINU
Jeśli chodzi o to, jak moje schematy myślenia odnośnie Chin – po tym wyjeździe zmieniły mi się diametralnie. Chiny to bardzo przyjazny kraj. Nie widziałam żadnych potraw z psa czy kota. Koty bezpańskie widziałam wiele razy – w świątyni Lamy (Świątyni Harmonii i Pokoju), w parku dokoła Świątyni Nieba – mało tego, ktoś je tam dokarmiał 🙂 Psy są prowadzone na smyczy i osoba z psem jest ważna przez sam fakt posiadania psa 🙂 Najgorsze sceny, jakie widziałam, to pieczone skorpiony na WangFujing Street. Tego nie polecam, da się omijać te fragmenty ulicy, pozostałe części Pekinu były piękne, egzotyczne i bezpieczne!
Oto wpis którego szukałam 🙂 dzięki za inspiracje