travel journal

Album podróżniczy z Podlasia

Na kanwie tworzenia albumu podróżniczego z wakacji wspominam po raz drugi nasze tegoroczne wakacje w Polsce. Ostatnio, w poprzednim wpisie, zabierałam Was w podróż na Podlasie widziane moimi oczami. Oczywiście w tak krótkim wpisie nie sposób zawrzeć wszystko, co chciałam, dlatego dziś zapraszam Was na drugą część mojego wyjazdu.

Narew rzeka, której prawie nie zobaczyliśmy

W poprzednim wpisie nie znalazła się nasza wyprawa nad Narew, na spacer kładkami niedaleko wsi Waniewo. U „Busów” widzieliśmy super przygodę z przeciąganiem kładek i chłopakom zamarzyła się taka wyprawa. Na miejscu okazało się, że poziom wody tak spadł, że aby wejść na kładkę do przeprawy, musimy przemieścić się w pionie ponad metr. To była bardzo cenna lekcja dla moich synów , którzy  doświadczyli na własnej skórze co to znaczy, że poziom wód się obniża i dlaczego im mówię, że nasz świat powoli wysycha. Zobaczyli też, jak bardzo Narew zarosła roślinnością i jak mało rzeki było na kładkach widocznej.

Narew
Narew

Cerkwie Podlasia

Obok meczetów, o których pisałam poprzednio, cerkwie to kolejny element nadający Podlasiu sporo kolorytu. Oczywiście cerkwie znalazły się  w moim travel journalu i z pewnością znajdą się również w powstającym albumie.
Mijaliśmy przejazdem cerkiew po drodze z naszych Żurobic, przejeżdżaliśmy również obok cerkwi w Bielsku Podlaskim. Obie niebieskie i zupełnie różne od kościołów, które znamy z podróży po Polsce albo z własnych okolic. Intensywna kolorystyka to nie tylko element ozdobny, każdy kolor w prawosławiu samym sobą opowiada historię.  Cerkwie w kolorze niebieskim zwykle poświęcone są Matce Boskiej. Natomiast kolor zielony to kolor Ducha Świętego, kolor nadziei i odrodzenia. I tak w Trześciance cerkiew pw. Św. Michała Archanioła jest zielona, a ta w Puchłach, niebieska, jest pod wezwaniem Opieki Matki Bożej. W Narwi natomiast, również niebieska, to cerkiew Podwyższenia Krzyża świętego. W Trześciance opiekun cerkwi  opowiadał nam dużo ciekawostek. Niestety pozostałe świątynie mogliśmy oglądać tylko z zewnątrz.
Byliśmy też w skicie świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich. To jedyna pustelnia prawosławna założona przez ojca Gabriela. On był przełożonym monastyru w Supraślu a po otrzymaniu nominacji biskupiej na biskupa gorlickiego odmówił. Został wtedy zdegradowany i udał się do Odrynek, gdzie zamieszkał w baraku. Spędził tam całą resztę życia. Wokół niego wciąż pojawiali się ludzie, którzy przychodzili po dobre słowo, modlitwę, zioła czy miód. I tak wyrosła tam świątynia. Ojciec Gabriel nie żyje już od 2018 roku. Nas oprowadzał inny kapłan. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły wyłaniające się powoli z drzew wieżyczki świątyni.

cerkiew
cerkiew
cerkiew
cerkiew
skit
travel journal

Kraina Otwartych Okiennic

To oczywiście obowiązkowy punkt na mapie Podlasia. Tak naprawdę to trzy miejscowości, Trześcianka, Soce i Puchły, które sąsiadują ze sobą. Trześcianka na przykład zachowała oryginalne rozplanowanie wsi z XVIw. Charakterystycznym elementem zabudowy są nadokienniki, podokienniki i oczywiście okiennice. /ja oczywiście najmilej wspominam naszą wizytę w Plutyczach, które wprawdzie nie są na szlaku otwartych okiennic, to jednak mnie osobiście urzekły najbardziej. No i tu znów mieliśmy miłe spotkanie, bo w Puchłach, tuż przy cerkwi, byliśmy świadkami przemarszu stadka krów z cielaczkami i jeden młody, zaciekawiony cielaczek bardzo chciał się z nami przyjaźnić.

kraina otwartych okiennic
cerkiew
Trześcianka

Ziołowy zakątek

Ostatniego dnia, tuż przed powrotem do Krakowa, zdecydowaliśmy się na wyjazd w okolice Korycina, gdzie nasz gospodarz z Żurobic polecał to miejsce. My znaliśmy je z dość oryginalnych miejsc noclegowych (w domku drewnianym, w ziemiance – do wyboru do koloru – oczywiście w miarę dostępności noclegów). Po przyjeździe tam mogę powiedzieć, że byłam w kwiatowym raju. Jeżówki, róże, lawendy, zioła i tyle zieleni, że aż może się zakręcić w głowie. Spędziliśmy tam cały dzień spacerując i korzystając z pięknej natury. W kawiarni czy restauracji można spróbować oryginalnych napojów, jak kawa z dębu czy piwo z pokrzywy.
Dla naszych dzieci natomiast (no dobrze, dla mnie również) wisienką na torcie były zwierzęta, do których można było podejść, pogłaskać (jeśli tylko one sobie tego życzyły) i nakarmić. Wtedy chłopcy zaczęli snuć poważne plany odnośnie cielaka, kozy, kur i królików. Jak kiedyś zamieszkamy w domu.

ziołowy zakątek

To był bardzo mile spędzony przez nas czas. Osobiście liczę na więcej i chętnie wrócę na Podlasie na dłużej. Nie wspominałam jeszcze o kasztelu Korona Podlasia czy Górze Grabarce, która też zrobiła na nas wrażenie albo o winnicy Korol, gdzie przemiła Pani chętnie opowiadała o swoich winach. Podlasie musicie zobaczyć na własne oczy .  Ja jeszcze pewnie o nim napiszę jak tylko skończę swój album podróżniczy, który właśnie się tworzy.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shopping Cart
Scroll to Top